Mija tydzień od finałowego meczu Ligi Mistrzów w Berlinie, w którym FC Barcelona pokonała Juventus 3:1. Jedna z nas - Zuzia - miała wielkie szczęście i widziała ten mecz na żywo. Zapraszamy do przeczytania relacji z meczu!
Mam milion marzeń, bo jestem marzycielką. Mam wielką pasję, jaką jest
FC Barcelona.
Jak każdy kibic, zawsze marzę o tym żeby pojechać na mecz Barçy. Zawsze marzyłam też, żeby pojechać na jakiś arcyważny mecz i dopingować swoich, być tam i poczuć tę atmosferę na żywo...
Jak każdy kibic, zawsze marzę o tym żeby pojechać na mecz Barçy. Zawsze marzyłam też, żeby pojechać na jakiś arcyważny mecz i dopingować swoich, być tam i poczuć tę atmosferę na żywo...
Na początku maja wzięłam udział w konkursie organizowanym przez producenta wody Żywiec Zdrój. Zadanie polegało na wstawieniu kilkunastu zdjęć przedstawiających realizację pasji, z których automatycznie na stronie tworzyła się animacja. Trzeba było napisać również krótki tekst o swojej pasji i największym marzeniu. Opisałam krótko swoją pasję, jaką jest FC Barcelona oraz zbieranie autografów i wspomniałam, że moim największym marzeniem jest pojechać na mecz Barçy na Camp Nou, po czym wysłałam zgłoszenie i totalnie zapomniałam o konkursie. Zgłaszając się w ogóle nie myślałam o tym, że mogę wygrać. Prawdę mówiąc wzięłam udział w tym konkursie z nudów.
Kiedy w połowie maja zadzwoniła do mnie przyjaciółka - Magda i powiedziała, że na
stronie widnieje moje imię i nazwisko jako jednej z laureatek, nie mogłam w to uwierzyć.
Szybko sprawdziłam skrzynkę email i okazało się, że to faktycznie prawda! Wygrałam
to! Nagrodą był wyjazd na mecz ligowy na Camp Nou, ale mi od razu zaświeciło
się światełko, że może tak uda się pojechać na finał LM? Ceny biletów w
resellingu na ten meczy były dużo za duże jak na mój skromny studencki portfel,
ale budżet na realizację nagrody to aż 10.000 zł! Uznałam więc, że warto
spróbować. Po kilku podejściach udało mi się przekonać organizatora, żeby
nagrodę zamienić na bilet na finał Ligi Mistrzów w Berlinie! Uff, wtedy jeszcze
nie zdawałam sobie do końca sprawy z tego, że spełnię swój największy sen, o
którym kilka dni wcześniej nawet nie pomyślałam, że może się tak szybko spełnić.
Powoli zaczynało do mnie docierać to, że będę na finale LM, w którym Barcelona
zawalczy o tryplet. Moje największe marzenie jakie kiedykolwiek miałam było
gotowe do spełnienia, wystarczyło tylko żeby Barcelona wygrała.
Bilet został zakupiony na profesjonalnej stronie zajmującej się
pośrednictwem takiej sprzedaży (polecam wszystkim footballticketnet.net). Koszt
biletu wyniósł dokładnie 1995€! Pewnie u konika wyszłoby taniej, ale w tym
wypadku potrzebna była faktura dla organizatora. Oczywiście były też dostępne
nieco tańsze miejsca, ale żaden z biletów nie kosztował mniej niż 1400€. Mając jednak
do dyspozycji 10 tys. zł postanowiłam wybrać najdroższy możliwy bilet, aby
widok był jak najlepszy. Do Berlina pojechał ze mną mój chłopak Patryk, który
również jest fanem Barçy. Szkoda, że bilety były takie drogie i starczyło tylko
na jeden. Na miejsce dojechaliśmy pociągiem Intercity po 11 rano (btw. bardzo
krótka i przyjemna podróż, zaledwie 2h 45min z Poznania!). Pozostało tylko
skontaktować się z osobą, która miała przekazać mi bilet i odebrać ten
najcenniejszy kawałek papieru jaki kiedykolwiek mogłam sobie wyśnić. Bez
żadnego problemu odebraliśmy bilet i teraz pozostało tylko odliczać godziny do
meczu.
BILET <3
Trzeba przyznać, że od samego rana w Berlinie było pełno kibiców,
zarówno Barcelony jak i Juventusu. Niemal na każdym kroku były widoczne
mniejsze lub większe grupki culés i tifosi. Nierzadko też słychać było ich
okrzyki i śpiewy. Jednym słowem atmosfera w mieście od początku była niesamowita.
przed stadionem
oczywiście zakupiłam pamiątkowy szalik
chwilę przed wejściem na stadion
Pod stadionem od rana była masa ludzi, a z każdą godziną było coraz
więcej kibiców. Z wielką niecierpliwością czekałam, aż będę mogła wejść na
stadion. Czas dłużył się niemiłosiernie. W końcu chwilę po 19 przeszłam przez
bramki. Poszwędałam się kilka minut pod stadionem i poszłam zająć swoje miejsce.
Miałam bilet 2 kategorii w górnym narożniku sektora kibiców FCB, więc widok był
całkiem niezły. Z niecierpliwością czekałam na ceremonię otwarcia, hymn LM
który zawsze chciałam usłyszeć na żywo oraz kartoniadę, którą zawsze chciałam
współtworzyć. Coś niesamowitego! Chyba nigdy wcześniej nie byłam tak
podekscytowana.
flaga FCB, którą otrzymał każdy kibic z sektora Barcelony
tuż przed hymnem Ligi Mistrzów
mój kawałek kartoniady
Dookoła mnie siedzieli kibice Blaugrany. No, może za wyjątkiem jednego
kibica Juve, który miał miejsce tuż za mną. Po tym co słyszałam mogę się
domyślać, że zdecydowana większość z nich była z Barcelony i Hiszpanii. Byli i
młodsi i trochę starsi, ale każdy z nich dopingował równie mocno swój ukochany
klub. Hiszpańscy kibice doskonale znali wszystkie przyśpiewki, zapewne nie był
to ich pierwszy mecz Barçy jaki mieli okazję oglądać na żywo. Zdecydowanie
więcej było mężczyzn niż kobiet, co jest raczej oczywiste.
kartoniada
sektor kibiców FCB
tuż przed pierwszym gwizdkiem
Wreszcie zabrzmiał pierwszy
gwizdek i Juventus rozpoczął mecz. Nie zdążyłam jeszcze dobrze usiąść, a już po
kilku minutach Ivan Rakitić strzelił pierwszą bramkę dla FCB! Publiczność
oszalała, a ja razem z nimi. Na stadionie rozbrzmiała melodia „The White
Stripes - Seven Nation Army”, której nigdy wcześniej nie słyszałam. Od teraz
jest to jedna z moich ulubionych piosenek! Pierwsza połowa zleciała bardzo
szybko, sama nawet nie wiem kiedy. W drugiej części meczu Juventus wyrównał i
tym razem to trybuny zajmowane przez kibiców włoskiego klubu oszalały. W naszym
sektorze zapanowała cisza, a słychać i widać było tylko poszczególnych kibiców
Juve którzy byli obecni w sektorze culés. Prawdę mówiąc to jeszcze nigdy tak
się nie denerwowałam przy wyniku 1-1. Wierzyłam w to, że Barça wygra ale mimo
to stres był niesamowity. Wreszcie Messi wziął sprawy ‘w swoje nogi’, zrobił
rajd z piłką i strzelił, ale Buffon obronił. Na szczęście Suárez był tam gdzie
być powinien, dobił piłkę a culés znów oszaleli! Potem Neymar trafił do siatki,
ale gol został słusznie nieuznany.
w przerwie meczu
Wybiła 90 minuta meczu, a sędzia doliczył aż 5 minut. Nie wiedziałam
dokładnie, ile doliczonego czasu już upłynęło, bo zegar na stadionie zatrzymał
się na 90:00. Nie chciałam przegapić końca meczu i w ostatnich sekundach włączyłam
nagrywanie video, żeby uchwycić końcowy gwizdek i radość piłkarzy. I właśnie
wtedy Piqué wybił piłkę główką do Messiego, ten wysunął ją Neymarowi, który
rozegrał świetną akcję z Pedro po czym strzelił gola na 3-1, a ja dosłownie zwariowałam
(co widać na tym filmie :) ). Neymar podbiegł do kibiców siedzących niżej w tym samym narożniku co ja.
Naprawdę super, że siedziałam właśnie w tym rogu przy którym potem świętowali
piłkarze. Wszyscy oszaleli, kibice i piłkarze. To było coś niesamowitego,
zdobyliśmy tryplet! Na Olympicstadion zapanowała jedna wielka fiesta. Każdy kto
przyszedł kibicować Barcelonie krzyczał z radości i cieszył się jak dziecko. Kibice
Juventusu, nie mając większych powodów do radości zaczęli powoli opuszczać
stadion. Chłopak w koszulce Juve, siedzący za mną był naprawdę bardzo smutny i
zawiedziony (co widać na zdjęciu poniżej, na którym ja się cieszę a on jest
wyraźnie zdołowany). No cóż, taki jest futbol, jeden się cieszy podczas gdy
drugi będzie smutny.
tak się cieszyłam!
celebracja mistrzostwa
Piłkarze Blaugrany ustawili szpaler dla Juventusu, co spotkało się z
pozytywną reakcją kibiców. Co ciekawe, gdy medal dostawał Alvaro Morata, kibice
FCB zaczęli głośno gwizdać. Chyba wciąż pamiętają, w jakiej drużynie grał rok
temu ;). Głośną owację natomiast zgotowaliśmy żywej legendzie – Andrea Pirlo,
gdy wręczany był mu medal. Potem to piłkarze Barcelony zostali nagrodzeni
złotymi medalami Ligi Mistrzów. Po dekoracji każdego z piłkarzy, Xavi w końcu podniósł
swój 4 puchar Ligi Mistrzów i zaśpiewaliśmy hymn FCB a ja chyba jeszcze nigdy
nie krzyczałam tak głośno „Barça, Barça, Baaarça!”. Gardło było zdarte :). Potem Barceloniści
znów udali się do narożnika boiska by móc świętować. Każdy nosił puchar i
pozował do zdjęć. Nie zabrakło też lejącego się szampana. Zgodnie z finałową
tradycją, Gerard Piqué wziął nożyczki i uciął całą siatkę z bramki, do której
gole strzelali Suárez i Neymar. Kapitan - Xavi został nagrodzony okrzykami
swojego imienia (obejrzyj film). Całkowicie zasłużenie!
#tripl3t
i jeszcze raz celebracja :)
Muszę przyznać, że chyba jeszcze nigdy nie cieszyłam się tak jak
wtedy. Byłam bardzo szczęśliwa i zarazem spełniona. Mój największy sen stał się
faktem, widziałam finał Ligi Mistrzów na żywo, w którym udział wzięła
Barcelona, przy okazji zdobywając tryplet. To nie mogło skończyć się inaczej. Zawsze
cieszę się, kiedy Barça wygrywa, a co dopiero jak zdobywa jakieś ważne trofeum.
Ale być tam na miejscu i przeżyć to wszystko na żywo, widzieć to na własne oczy,
poczuć te dreszcze emocji na własnej skórze? To coś niesamowitego, coś czego
nie zapomnę nigdy, przenigdy.
Do tej pory nie mogę dojść do siebie po tym meczu, oczywiście w
pozytywnym sensie. Od niedzieli oglądam filmy jakie udało mi się nagrać i
zdjęcia jakie zrobiłam. Kilka lat czekałam, by znów pojechać na mecz Barçy, ale
to co tam przeżyłam i zobaczyłam było warte oczekiwania! Gdyby ktoś mi
powiedział wcześniej, że będę czekać 6 lat by znów zobaczyć Barcelonę w oficjalnym
meczu i będzie to finał LM, w którym FCB wygra i zdobędzie tryplet – chwyciłabym się tego obiema rękami i nie puściła. Nie mogłam sobie wyobrazić lepszego
meczu, na jakim będę! To przeżycie było, jest i będzie wspaniałe bo w mojej
głowie będzie wieczne i zawsze będę to pamiętać. Spełniło się moje największe
marzenie!
Na koniec pragnę dodać, że warto mieć marzenia i warto wierzyć w ich
realizację. Jak nie uda się ich spełnić teraz, to uda się później. Nigdy nie
poddawajcie się w dążeniu do realizacji marzeń, nawet jeśli w danej chwili nie
ma choć cienia szans na ich spełnienie. Zawsze wierzcie w swoje cele i
marzenia, bo kiedyś, prędzej czy później to musi się udać jeśli bardzo Wam na
tym zależy. Być może myślicie teraz, że łatwo mi mówić, bo mi samej się udało.
Ale tak naprawdę nie ma rzeczy niemożliwych. Gdy te największe sny się w końcu
spełniają jest to najlepsze co może Was spotkać. Życie jest pełne
niespodzianek. Osobiście uważam, że nie ma nic lepszego od realizacji siebie,
swojej pasji i swoich marzeń. :)
Visca el Barça!
Zuzia Kaczmarek :)
Znowu to powtórzę - mega Ci zazdroszczę i gratuluję! :)
OdpowiedzUsuńNie lubię jak mi się zazdrości :P
Usuńdzięki!
Zazdroszczę, naprawdę zazdroszczę :) Choć za piłką nożną nie przepadam, to chętnie wybrałbym się na taki spektakl.
OdpowiedzUsuńWszystko przed Tobą :) pozdrowienia
Usuń"Hiszpańscy kibice" oj, myślę że Katalończycy by się obrazili za określenie ich Hiszpanami ;)
OdpowiedzUsuńFajna relacja, pozdrawiam :)
słuszna uwaga, poprawię :)
Usuńdzięki i pozdrowienia :)
Wspaniałe przeżycie! :)
OdpowiedzUsuńWow- piękna przygoda!
OdpowiedzUsuńZazdroszcze, super przygoda! ;)
OdpowiedzUsuńautographsandthoughts.blogspot.com